Stan wyjątkowy to propaganda i teatr
Tomasz Siemoniak w „Expressie Biedrzyckiej”:
„Super Express”: – Według byłego dowódcy wojsk lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka wprowadzenie stanu wyjątkowego było uzasadnione. To zupełnie inna ocena niż ta Platformy Obywatelskiej.
Tomasz Siemoniak: – Generał Skrzypczak, mój doradca i zastępca, przez wiele lat, osoba mądra i godna szacunku, ma spojrzenie wojskowe. Więc z wojskowego punktu widzenia nigdy za mało różnych narzędzi. Natomiast jeśli się wczytać w ten akt prawny, to wychodzi na to, że jedynym realnym instrumentem, który może być zastosowany przez rządzących, jest zablokowanie dostępu mediów i organizacji pozarządowych w strefę nadgraniczną. Ustawa o ochronie granicy państwowej daje ministrowi spraw wewnętrznych i rządowi różne inne instrumenty ograniczenia ruchu w tej strefie. – Czym więc pana zdaniem kieruje się rząd?
– Chodzi o dwie rzeczy. Pierwsza ma wymiar propagandy. Stanu wyjątkowego nie było nigdy w wolnej Polsce, więc to bardzo dobitne, mocne i działające na wyobraźnię ludzi. Buduje napięcie. A po drugie chodzi o to, żeby nie było tam dziennikarzy, relacji, pokazywania tego chaosu i bałaganu. Przecież przez ostatnie tygodnie wszyscy widzieliśmy, jak to wygląda. W tym kontekście to decyzja bezprecedensowa, bo dziennikarze są wszędzie na świecie – relacjonują wojny i konflikty. Owszem, można wprowadzić jakiś system akredytacji czy oznakowania dziennikarzy. Ale tym się różnią demokratyczne i wolne kraje od autorytarnych, że media pracują w sposób nieskrępowany. Są – jak to się mówi – czwartą władzą. Są po to, żeby w imieniu obywateli patrzeć rządzącym na ręce. A już wyjątkowo kuriozalne wydaje mi się uzasadnianie tego stanu wyjątkowego ćwiczeniami Zapad. Wszystkie działania z tym związane wymagają ciszy, spokoju i konsekwencji, a nie hałasu.
– Tylko że sytuacja bardzo się zmieniła. Mamy fiasko NATO i USA, jeśli chodzi o misję w Afganistanie. Władimir Putin jest tym mocno rozochocony, a reżim Łukaszenki prowokuje, chcąc destabilizacji sytuacji w Polsce i w Unii. Może więc stan wyjątkowy jest typowym działaniem prewencyjnym?
– Oczywiście i Łukaszenka, i Putin są groźni. Jak więc adekwatnym do tej sytuacji środkiem jest to, żeby na odcinku kilku kilometrów nie było akurat dziennikarzy? To jest nasza odpowiedź na to wielkie zagrożenie? (…) ja w tym widzę wyłącznie działanie propagandowe. Proszę zobaczyć: rząd to ogłasza we wtorek, prezydent nie podpisuje od razu, tylko – mając te same dane co rząd – przez dwa dni analizuje. Wczoraj, przy tak rzekomo ogromnym zagrożeniu, przy wprowadzeniu stanu wyjątkowego, którego nie było od 40 lat, nawet przy COVID-19, prezydent nie występuje, tylko wysyła rzecznika. A później, jak gdyby nigdy nic, idzie na mecz piłkarski, doskonale się przy tym bawiąc. To jest niepoważne. To pokazuje, że dla rządzących to jest teatr, a nie poważne zagrożenie. Gdyby ono było prawdziwe, to czy prezydent i rząd tak by się zachowywali? To nie jest poważne działanie państwowe. – Czego więc oczekiwałby pan w tej sytuacji od rządząc ych?
– Poważne działanie państwowe to jest cisza, spokój, wykorzystanie Unijnej Agencji Ochrony Granic, czyli Frontexu. Na Litwie Frontex jest od lipca. Dlaczego Polska się o to nie zwraca? Przecież rozsądniej jest zaangażować sojuszników i partnerów w kryzys, który przecież także ich dotyczy. Wydaje się więc, że to taka ucieczka do przodu rządzących, których przygniatają kolejne kryzysy. Rozpad koalicji, problemy z większością. Teraz – dzięki budowaniu atmosfery zagrożenia – PIS się wydaje, że notowania będą rosły. Moim zdaniem na krótko. PIS zapłaci za to wysoką cenę.