Po parę słów o wierze, miłości i nadziei
Wdowa rzymianka o imieniu Zofia, które to imię oznacza mądrość, wybrała dla swoich trzech córek na chrzcie nazwy cnót chrześcijańskich: Wiary, Nadziei i Miłości. Nie przypuszczała zapewne, że przyjdzie jej umrzeć z tęsknoty trzy dni po ich męczeńskiej śmierci za wyznawanie wiary. Nie ma bowiem wiary bez ofiary. Skoro miało to miejsce zaraz na początku II w., wszystkie cztery są czczone jako święte w Kościele katolickim i w Kościołach prawosławnych.
Jeśli ludzie, mężczyzny i kobiety, chcą, aby życie naprawdę miało sens i było pełne, zgodne z osobistymi pragnieniami, to papież Franciszek radzi dodać mu wiary. Zapewnia, że życie nabierze wówczas nowego smaku.
Czym naprawdę jest wiara? Jak rozumieć słowa papieża: dodaj wiary, a twoje życie nabierze nowego smaku?
Oficjalny tekst chrześcijańskiego wyznania wiary rozpoczyna się od „wierzę w Boga”. Bóg jest „pierwszy i ostatni”, początek i koniec wszystkiego. Mając taką świadomość i taką hierarchię w życiu, łatwiej postawić wszystko inne na swoim miejscu. Jednym słowem – życie staje się wówczas poukładane. Papież Franciszek porównuje wiarę do przyprawy, która nada życiu nowy, lepszy smak. Dodaje skrzydeł, nadziei i sił. Życie bez smaku jest nijakie, bezcelowe, a nawet beznadziejne. Bóg jest miłością, a bez miłości życie staje się ciężkie.
Julianna z Norwich, angielska mistyczka z przełomu XIV i XV w., stawia diagnozę: „brak miłości z naszej strony to jedyna przyczyna naszego cierpienia”.
Słowa zaskakująco proste w swoim przekazie prowokują pytanie, czy za mało kocham Boga i ludzi, skoro dotykają mnie cierpienia? Jak zatem powinna wyglądać miłość, która mnie wyzwoli z cierpień?
Już św Paweł pisze, iż bez miłości byłby niczym. Jeśli miłość jest prawdziwie szczera i czysta, to jest ona wyzuta z egoizmu. Jest skierowana na innego człowieka i jest bezinteresowna. Prawdziwa miłość nie jest za coś, ale po prostu jest. Kocha się człowieka nie za coś, ale pomimo wszystko, pomimo jego słabości, niechęci, a nawet zła. Kocha się człowieka z tym wszystkim, co on posiada, oraz takim, jakim jest. Jezus ukochał ludzi taką właśnie miłością. Ona stała się wzorcowa. Człowiek do takiej powinien dążyć. Jest szansa, że wówczas przestanie stawiać siebie na pierwszym miejscu, że zacznie przewartościowywać centrum odczuć, zupełnie inaczej postrzegać samego siebie, otaczający świat oraz wszystko, co zachodzi wokół niego i w nim. Jeśli zdobędzie się na taką miłość, to cierpienie niekoniecznie zniknie. Ono będzie obecne, lecz bez rujnowania człowieka. Albowiem inaczej będzie je przeżywał i wartościował.
Teoretycznie łatwiej jest kochać osoby bliskie. Równocześnie nikt nie potrafi tak mocno zranić jak bliska osoba. Cierpienie przez nią zadane jest najmocniejsze. Rodzi się pytanie, czy jeszcze kochamy krzywdzicieli? Właśnie dlatego że ich kochamy, potrafimy znaleźć dla nich wytłumaczenie i po prostu im wybaczyć. Inaczej wygląda sytuacja z krzywdzicielami – osobami obcymi. Wytłumaczenia brak. Niechęć rośnie i często przeradza się w nienawiść. Zaczynamy być niewolnikami samych siebie. Jeśli zdobędziemy się na dostrzeżenie człowieka w drugim człowieku, takiego samego jakim jestem ja lub lub bliski mi człowiek, wówczas zaistnieje szansa na zrozumienie go, tolerowanie go lub nawet z czasem na pokochanie. Przy tym prawdą jest, że nasze życie toczy się różnie, wiele razy byliśmy zranieni, może nawet bardzo dotkliwie. Nikt z nas nie jest bez winy i niejeden raz zraniliśmy drugiego człowieka, może nawet z premedytacją i w dodatku bardzo dotkliwie. Jedynie głęboka i silna wiara jest w stanie zmotywować człowieka do wybaczenia i heroicznej miłości.
Papież Franciszek radzi: dodaj nadziei, a każdy twój dzień będzie oświecony i twój horyzont nie będzie już ciemny, lecz pełen światła.
Niekiedy ludzie przypisują naiwność cnocie nadziei. Czy człowiek byłby w stanie żyć, nie mając w sercu nadziei? „Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy przeze mnie wchodzicie” – tak brzmi napis na bramie wejściowej do piekła w „Boskiej komedii” Dantego. Tam nie ma życia. Tam jest nieustanne i trwałe umieranie.
Bez nadziei jest po prostu beznadziejnie. Im mniej nadziei ma człowiek w życiu, tym więcej ma piekła w sobie. Przygnębienie i świadomość niechybnej porażki rujnuje człowieka. Gdy jednak pojawi się minimalny procent szansy, człowiek odżywa. Ileż sił się zaraz rodzi, zupełnie nie wiadomo skąd. Wreszcie dostrzeże słońce, które świeciło przez cały czas.
Wydaje się, że bez nadziei w sercu też da się żyć, ale tylko do rychłej śmierci, i beznadziejnie.
Podsumowując: wiara, miłość i nadzieja są w stanie uczynić ludzkie życie prawdziwie szczęśliwym.
To trzy cnoty, które nadają mu sens, to kierunkowskazy dla życia. Kiedy obumrze wiara, zwiędnie miłość i jako ostatnia odejdzie odepchnięta nadzieja, życie staje się niemożliwe.