Zabił ojca bo go dusił Naprawmy Ksaweremu serduszko
Chłopczyk dzielnie stawia czoła kilku ciężkim chorobom
Kamil M. (32 l.) z Kolonii Tarło pod Lubartowem (woj. lubelskie) zabił nożem swego ojca Przemysława (†54 l.), który od lat znęcał się nad nim i jego matką Joanną (54 l.). Nie zrobił tego z zimną krwią, śmierswoje telne ciosy zadał, walcząc o życie, kiedy tyran rzucił się na niego i zaczął dusić.
W domu rodziny M. nie działo się dobrze. Wysoki, żylasty Przemysław M. próbował nieraz wychowywać swego dorosłego syna na nowo. Kiedy Kamil M. opowiadał o tym, co działo się w ich czterech ścianach, miał łzy w oczach. Mówił, że ojciec znęcał się nad nim od wielu lat.
– Dwa razy złamał mi nos, raz kopnął mnie w nogę podbitym butem tak, że złamał mi kostkę, potrzebna była operacja – wymieniał.
Feralnego dnia Przemysław M. miał dokuczać mu już od popołudnia.
– Groził, że mnie zabije. Schodziłem mu z drogi – opowiadał… Natknęli się na siebie późnym wieczorem w przedpokoju. – Ojciec ruszył na mnie, złapałem za nóż, żeby nastraszyć – dodawał.
Starszy z mężczyzn leżał na młodszym i go dusił. To wtedy padły dwa ciosy nożem w plecy i w kark. Joanna M. zamiast na policję, zadzwoniła do lekarza, mówiąc, że jej mąż nie żyje. Wcześniej umyła go i przebrała, a zakrwawiony chodnik przeprała. Lekarz zauważył, co się stało i zawiadomił policję. Śledczy, którzy zajęli się sprawą, oskarżyli Kamila M. o zabójstwo ojca, a jego matkę – Joannę M. – o zacieranie śladów i utrudnianie śledztwa.
W piątek sąd uniewinnił Kamila M., kary nie poniesie również jego matka.
– Oskarżony został przez ojca brutalnie zaatakowany. Zadał mu dwa ciosy nożem w momencie, gdy na skutek duszenia ojca nie mógł oddychać i zaczął tracić świadomość. Uderzając nożem, walczył o własne życie. Tym samym działał w obronie koniecznej, odpierając bezpośredni i bezprawny zamach na swoje życie – uzasadniał wyrok sędzia Łukasz Obłoza.
Wyrok nie jest prawomocny.
Mały Ksawery (6 l.) ze Złotowa (woj. wielkopolskie) nie ma łatwego życia. Ma wadę serduszka, padaczkę, niewiele słyszy, a w dodatku właśnie zdiagnozowano u niego autyzm. Chłopcu może pomóc tylko intensywna rehabilitacja. To dla jego samotnej mamy jednak olbrzymi koszt.
Ksawery Wnuk ma 6 lat i wyjątkowo smutne oczy. – Ile tragedii może spaść na jedno małe, niewinne dziecko? Ile jeszcze wycierpimy? – Z tymi pytaniami codziennie mierzy się jego mama Kamila. A zaczęło niewinnie. Od kataru. – Podczas badania lekarz zwrócił uwagę na szmery w sercu. Szok. Od tego dnia zaczął się koszmar, który trwa do dziś – mówi pani Kamila.
Ksawery ma nie jedną, ale dwie współwystępujące ze sobą, skomplikowane wady serca. Miał kilka miesięcy, gdy trafił na stół operacyjny. – Dzielnie walczył o życie – opisuje tamte chwile mama. Niestety wyjście ze szpitala, nie oznaczało powrotu do zdrowia. Chłopiec ma problemy gastryczne, refluks, alergie, problemy neurologiczne, padaczkę, nadpobudliwość psychoruchową, wzmożone napięcie mięśniowe… Ma też wadę wzroku z astygmatyzmem i obustronną wadę słuchu. – Ubytek na jednym uszku to 40 decybeli, na drugim około 50 decybeli. Ksawery nie słyszy szeptu, cichego głosu, kołysanek – opowiada pani Kamila. U dziecka zdiagnozowano też autyzm. Dlatego jedyną szansą na to, aby chłopiec mógł funkcjonować, cieszyć się życiem, rozwijać – jest ciężka i długoletnia rehabilitacja. – Turnusy rehabilitacyjne, na które musimy regularnie wyjeżdżać, kosztują ogromne pieniądze… Będę wdzięczna za każdą złotówkę, bo jak się zbierze ich kilkadziesiąt, oznacza to godzinę rehabilitacji dla Ksawcia – prosi jego mama.