ZDANIEM REDAKTORA
Ministrowie kontra zoofile
KKryzys migracyjny na granicy z Białorusią, który zaserwował nam Alaksandr Łukaszenka, trwa w najlepsze. A im dłużej trwa, tym bardziej można odnieść wrażenie, że dla rządzących to nie tyle problem do rozwiązania, ile okazja, by wykorzystać go do celów propagandowych. Bo czym innym była konferencja ministrów Błaszczaka i Kamińskiego, na której gwoździem programu okazały się zdjęcia aktów zoofilii i pedofilii pozyskane podobno z telefonu jednego z mężczyzn, który nielegalnie przekraczał granicę? Jeśli wierzyć panom ministrom, trafiają do nas sami zwyrodnialcy. Cała ta konferencja była jednym wielkim islamofobicznym bluzgiem, grającym na najgłupszych stereotypach dotyczących wyznawców islamu. Podkreślano, że to niebezpieczni mężczyźni zafascynowani bronią, Al-kaidą, gotowi mordować niewinnych, gwałcić nasze dzieci i nasze krowy. Przecież to ultraprawicowe bagno – tak o muzułmanach myślą nasi wyznawcy tradycji i „kultury łacińskiej”. Ta konferencja była mokrym snem naszych ksenofobicznych i rasistowskich ultrasów, którzy po jej zakończeniu mogli odetchnąć z ulgą i powiedzieć: „A nie mówiliśmy!”. Czy na granicę z Polską trafiają niebezpieczni ludzie? Nie da się tego wykluczyć. Czy są tam wyłącznie degeneraci? Tylko jeśli wierzyć wizjom barbarzyńskiej nawały, którą opisywali Błaszczak i Kamiński. Wiemy, że są tam też kobiety z dziećmi, często kilkuletnimi. Tego na konferencji nie było, bo chodziło o to, żeby obrzydzić Polakom uchodźców, by wyleczyć ich ze współczucia, dehumanizując ogromną, zróżnicowaną grupę ludzi, która do Polski chce się przedrzeć. To ma nie tylko wzmóc w nas strach przed tymi „nimi”, lecz także dać wolną rękę rządowi, by nie licząc się z niczym, mógł traktować ich jak ludzkie śmieci, które trzeba wyrzucić z naszego podwórka.
Tak, kryzys na granicy jest bardzo poważny. Tak, musimy bronić jej szczelności. Tak, bezpieczeństwo granic jest bardzo istotne, ale dbając o nie, nie możemy jako państwo odwoływać się do radykalnie prawicowej retoryki. Nawet George Bush robił wszystko, by po 11 września nie wywołać w kraju antyislamskiej wendety i starał się tonować nastroje społeczne. PIS robi dokładnie na odwrót, podkładając ogień. A jeśli nawet Bush wychodzi w tym wszystkim na pozytywną postać, oznacza to, że PIS jest nie tylko po złej stronie tego kryzysu humanitarnego, lecz także po złej stronie historii.