WSZYSTKO CO DOBRE, KIEDYŚ SIĘ KOŃCZY
Rola Uli Cieplak w „Brzyduli” ponad dekadę temu odmieniła jej życie, a widzowie pokochali ją do tego stopnia, że dwa lata temu zdecydowano się po latach reaktywować serial. Historia małżeństwa Dobrzańskich dobiega już jednak końca. Julia Kamińska opowiedziała nam o pracy nad nałowymi odcinkami produkcji, więzi ze swoją serialową bohaterką i zaskakujących planach na przyszłość
– Zakończenie serialu „Brzydula 2” zostało już oficjalnie potwierdzone, wiosenny sezon będzie więc ostatni. Jakie emocje towarzyszą ci podczas parcy nad finałowymi już odcinkami?
– Uwielbiam zarówno serial, jak i moją moją bohaterkę, i bardzo lubię pracować na planie „Brzyduli”, ale trzeba też przyznać, że spędziłam już na nim naprawdę dużo czasu. Myślę więc, że to dobry moment na właściwą pointę i taki happy end, na jaki ta historia zasługuje. W końcu wszystko, co dobre, kiedyś się kończy.
– Od chwili, gdy zadebiutowałaś na ekranie jako Ula Cieplak, minęło już ponad 10 lat. Jak dziś wspominasz swoje początki w tej roli?
– Pamiętam tamten czas bardzo dobrze. Na pewno nie byłam do końca świadoma tego, co się dzieje. Nie miałam wtedy dużego doświadczenia aktorskiego, więc przed kamerą kierowałam się w dużej mierze intuicją. Tym większym zaskoczeniem dla mnie było to, że wyszło to wszystko całkiem nieźle (śmiech)! Patrząc z dzisiejszej perspektywy, muszę przyznać, że powierzenie tej roli tak niedoświadczonej i nikomu wówczas nieznanej aktorce było ze strony produkcji, stacji i reżysera bardzo odważną decyzją.
– Ale okazała się słuszna, bo Polacy z miejsca pokochali twoją bohaterkę, a wkrótce później pojawiły się propozycje kolejnych ról. Już wtedy czułaś, że zamiast germanistyki, którą wówczas studiowałaś, wybierzesz aktorstwo?
– W ogóle tego nie czułam. Nie planowałam takiego życia, zamierzałam wtedy zostać nauczycielką, ewentualnie tłumaczką. Szczerze mówiąc, do dzisiaj za każdym razem, gdy pojawia się jakaś nowa propozycja zawodowa, to jakaś mała część mnie jest tym zaskoczona. Wszystko, co do mnie przychodzi, traktuję jako pewnego rodzaju prezent. Dlatego zawsze, gdy mogę sprawdzić się na nowym polu, jestem bardzo szczęśliwa.
– Twoja przygoda z serialem „Brzydula” trwa już ponad dekadę. Co będziesz wspominała najlepiej, po zakończeniu zdjęć do produkcji?
– Wiele rzeczy, ale chyba przede wszystkim to, że rola Uli Cieplak dała mi szansę na zagranie takich scen i takich emocji, jakich nie umożliwiła mi żadna inna produkcja. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś trafi mi się rola, która będzie aż takim aktorskim wyzwaniem. Tu wszystko jest pełnokrwiste, przemyślane, głębokie i prawdziwe. Ukłony należą się całej cudownej ekipie Jaska Studio i Piotrowi Jaskowi, który swój talent przelewa na serialowe postacie od wielu lat. Bez niego nie miałabym szansy zmierzyć się z takimi aktorskimi zadaniami jak w tym serialu.
– Rzeczywiście, twoja bohaterka od początku serialu zdążyła przejść niejedną przemianę, zarówno zewnętrzną, jak i wewnętrzną. Jak oceniasz drogę, którą udało jej się przebyć przez te wszystkie lata?
– Myślę, że Ula jest na dobrej drodze do całkowitej emancypacji, w czym całym sercem jej kibicuję. Podoba mi się, że jest bardzo świadoma tego, w czym tkwi jej problem, chodzi na terapię i stara się zmieniać, ale jednocześnie nie jest wolna od popełniania tych samych błędów, co przecież jest bardzo ludzkie. Kocham grać takie postacie – nieidealne, wrażliwe, mierzące się z prawdziwymi problemami – takie, które zna każdy z nas.
– Reaktywacji serialu po 10 latach towarzyszyły wielkie emocje i duże oczekiwania fanów. W twoim przypadku presja była podwójna, bo pracowałaś przy niej nie tylko jako aktorka, lecz także jako współautorka scenariusza. Jak sobie z nią radziłaś?
– Całkiem nieźle, pewnie też dlatego, że doskonale zdawałam sobie z niej od początku sprawę. Miałam też świadomość, że nie uda się zadowolić wszystkich, tym bardziej, że duża część widzów liczyła na szczęście Uli i Marka, a to się wykluczało z ideą serialu. Jestem zadowolona z tego, w którym kierunku to poszło i w jaki sposób to poprowadziliśmy. Od jakiegoś czasu, ze względu na natłok różnych obowiązków, nie mogłam już pracować przy tworzeniu scenariusza, ale jeżeli kiedyś pojawi się pomysł, by stworzyć „Brzydulę 3” albo film fabularny o dalszych losach Uli, to chętnie się do takiego projektu przyłączę! Uważam, że takie postacie są warte, by do nich wracać.
– Tej wiosny dałaś się widzom poznać także z innej niż dotąd strony, tym razem nie w kolejnym wcieleniu aktorskim, a w roli jednego z detektywów w nowym programie „Mask Singer”. Jak się odnajdujesz w tak zwariowanej konwencji?
– Z odcinka na odcinek czuję się tu coraz lepiej, choć na samym początku czułam się trochę niepewna i zestresowana, bo tu mierzę się z czymś zupełnie innym niż w pracy na planie serialu czy filmu. Tu nie mogę się schować za wymyśloną postacią, ale muszę być sobą, nie ma tu też żadnego scenariusza, w żaden sposób nie mogę się wcześniej przygotować do nagrań. Mogę bazować jedynie na tym, co dzieje się tu i teraz, ale bawię się przy tym świetnie, zwłaszcza że bardzo lubię abstrakcyjne poczucie humoru, którego tutaj nie brakuje.
– Prócz aktorstwa na co dzień coraz więcej czasu poświęcasz także na scenopisarstwo. Na co zamierzasz położyć większy nacisk, gdy na planie „Brzyduli” padnie już ostatni klaps?
– Za mną bardzo pracowity i wyczerpujący okres, ponieważ wiele różnych projektów nałożyło się na siebie – prócz zdjęć do serialu pracuję jeszcze na planie nowego filmu, do tego dochodzą nagrania nowych odcinków „Mask Singer”; kończę nagrywać płytę. Gdy więc już uda mi się zamknąć wszystkie przedsięwzięcia, zamierzam przede wszystkim udać się na porządny urlop, choć nie wiem jeszcze, dokąd ani na jak długo, i wreszcie trochę odpocząć.