Szczęsny bronił jak kiedyś z Niemcami
Były selekcjoner Adam Nawałka docenia postawę w meczu ze Szwecją piłkarzy, którzy stanowili trzon jego reprezentacji
Wierzyłem w ten zespół, bo znam tych piłkarzy, i byłem przekonany, że dobre decyzje selekcjonera Czesława Michniewicza dotyczące przygotowania do meczu, wyboru taktyki i piłkarzy dadzą to, na co czekaliśmy. Wielkie gratulacje dla drużyny i selekcjonera – cieszy się były selekcjoner Adam Nawałka (65 l.) po zwycięstwie ze Szwecją.
„Super Express”: – Wojciech Szczęsny użył określenia, że była to znów „reprezentacja Nawałkowa”. To chyba przyjemne dla pana?
Adam Nawałka: – Nie roztrząsajmy tych słów Wojtka. To, co najważniejsze – wszyscy walczyli, byli zdeterminowani i stanowili jedność. Mecz był trudny, ale szczęściu trzeba pomóc. W pierwszej połowie Wojtek Szczęsny wybronił sytuacje jak w pamiętnym meczu z Niemcami w 2014 r.
– Spotkał się pan z selekcjonerem po objęciu przez niego kadry. O czym rozmawialiście, może była jakaś podpowiedź? – Mogę tylko powiedzieć, że poruszaliśmy aspekty dotyczące selekcji, organizacji zgrupowań i doborów personalnych do meczu. To była treściwa rozmowa trwająca dobrą godzinę. Zawsze lubiłem rozmawiać z trenerami, który patrzyli na drużynę z innej perspektywy. Selekcjoner ma najwięcej danych i on podejmuje decyzję na koniec dnia, ale im więcej ma Adam Nawałka (65 l.) miał świetny kontakt z bramkarzem kadry dodatkowych informacji, tym bardziej minimalizuje ryzyko pomyłki. Trener Michniewicz i reprezentacja zawsze mają moje wsparcie.
– Wymienił pan Szczęsnego, ale to był świetny mecz piłkarzy, którzy stanowili szkielet pana reprezentacji i są w niej do tej pory.
– Mówimy o sukcesie drużyny jako całości, natomiast mecz miał kilka bardzo pozytywnych postaci, liderów drużyny – Wojtka, Roberta Lewandowskiego, Piotrka Zielińskiego, Grześka Krychowiaka, który dał wspaniałą zmianę, dzięki czemu drużyna odzyskała moc od początku drugiej połowy. Nie mówiąc o heroizmie Kamila Glika, a z nowej generacji świetnie zagrał Sebastian Szymański.
– Glik to człowiek z wymierającego pokolenia piłkarzy, jeśli już w piątej minucie sygnalizował problemy z kontuzją, a grał do samego końca?
– To mnie wcale nie dziwi, bo takiego Kamila znam od wielu lat. Gdy obejmowałem reprezentację, to pojechałem na mecz Torino – w którym on grał – z Sampdorią. Był niesamowicie zdeterminowany, a podczas rozmowy zrobił na mnie wrażenie człowieka skały. Nigdy nie narzekał, że coś go boli. Dlatego zapamiętałem tamten mecz, nawet z kim grała jego drużyna, bo to było pierwsze spotkanie z Kamilem i zrobił na mnie wrażenie, jeśli chodzi o twardość gry, podejście do gry w reprezentacji, która dla niego jest największą wartością. Przy takim urazie jak we wtorek niejeden byłby zniesiony na noszach z boiska, a on dotrwał do końca meczu.