Pożar zniszczył mi warsztat, resztę ukradli złodzieje
Stowarzyszenie Producentów Pieczywa chce interwencji resortu rolnictwa
objął halę. Pożar gasiło 11 zastępów straży pożarnej
Wystarczyły trzy godziny, by wielka hala warsztatowa zmieniła się w zgliszcza. Ogień zniszczył kilka aut, maszyny, specjalistyczny sprzęt. Strażacy wynieśli urządzenia, które ocalały. Ale kiedy pogorzelcy pojechali na policję złożyć zeznania, złodzieje ukradli i te resztki. – przekraczają milion zł – żali się Mirosław Bolibok (40 l.), stojąc nad pogorzeliskiem.
– To pewnie było podpalenie – mówi Mirosław Bolibok, właściciel spalonej hali w Wozławkach (woj. warmińsko-mazurskie). – Zajmujemy się skupem pojazdów. Miałem wrogów, firmy konkurencyjne. Dostawałem w internecie pogróżki. Nikogo konkretnie nie oskarżam, bo nie wiem, jak było – dodaje. Ogień pojawił się przed tygodniem ok. godz. 1 w nocy. Wielka hala błyskawicznie stanęła w płomieniach. – Stało w niej sześć samochodów, m.in. dwa bmw przygotowane do driftu – dzięki nim syn spełniał swoje pasje. Do tego dziesiątki maszyn, urządzeń. W innej części chcieliśmy uruchomić produkcję i renowację mebli. Wszystko było już przygotowane – opisuje pan Mirosław. Po pożarze uratowany sprzęt strażacy wynieśli na zewnątrz. Miał czekać na spisanie przez biegłych. Pogorzelcy pojechali na komendę policji w Bartoszycach, by złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zniszczenia mienia. Zostali przesłuchani w charakterze
– Tyle nam zostało – mówią Mirosław Bolibok (40 l.) z żoną Izą (41 l.), stojąc na pogorzelisku
świadków. W tym czasie... złodzieje wywieźli uratowane z ognia urządzenia. – Zadzwoniłem, że doszło do kradzieży, pokazywaliśmy ślady pojazdu z przyczepką, ale policja ich nie zabezpieczyła! Nie dość, że tyle straciliśmy w wyniku pożaru, to jeszcze nas okradli! Dopiero po trzech dniach pojawili się śledczy z biegłym z zakresu pożarnictwa. To skandal! – złości się pan Mirosław.