MICHAŁ LISTKIEWICZ
...jak jeden dzień. Bezcenna była mina Michela Platiniego po otwarciu koperty z karteczką „Polska – Ukraina”. Praca setek bezimiennych zapaleńców zaowocowała największym dyplomatycznym sukcesem w historii polskiego futbolu. Moje ówczesne słowa o zbliżeniu obu narodów jeszcze donośniej wybrzmiewają dzisiaj. Bajdurzenia o workach pieniędzy od Surkisa są tyle warte, co szarpanie za nogawki Czesława Michniewicza za korzystanie z telefonu i mnie za głupie zdanie o czarnej owcy. Źdźbło w cudzym oku bardziej cieszy od belki we własnym. Dlaczego nie umiemy się cieszyć z sukcesów? Zwycięskie powstania mniej pamiętamy od przegranych. Skoro bardzo zamożny amerykański inwestor interesuje się polskimi zespołami piłkarskimi, to może z naszym klubowym futbolem nie jest tak źle? Bogacz stawia warunek: zero chuliganerki na trybunach i czyste relacje z agentami piłkarzy. Tu zaczynają się schody. Gdyby wszyscy postępowali tak uczciwie jak właściciele Termaliki Bruk-bet Nieciecza... Projekt państwa Witkowskich to nie kaprys, a projekt prospołeczny dla Polski gminnej. Przydałby się w Niecieczy polski Guy Roux, legenda miasteczka Auxerre, a potem całego francuskiego futbolu. Brak u nas trenerów utożsamiających się z miejscem pracy i lokalną społecznością. Większość to wędrowne ptaki i strażacy. Po piłce nożnej czas na żużel. Więcej się dyskutuje o sędziowaniu niż o sportowej rywalizacji. Odwrotnie niż w Anglii, gdzie też są sędziowskie błędy, ale wobec świetnego poziomu piłkarzy nikt ich nie roztrząsa. Nowe dyscypliny sportu rajcują młodych.
Za rok w Polsce mistrzostwa świata w teqvoly, siatkówce na stole, siostrze teqballu. Fajna dogrywka po mundialu w prawdziwej siatkówce, bez wątpienia imprezie roku 2022 nad Wisłą.