Super Express Nowy Jork

Tata na meczu La Liga

- TOMASZ MOCZERNIUK

Wiosenne ferie oznaczają wzmożony okres podróży. Wiele rodzin z USA wybiera się na Florydę bądź na Karaiby. Ale można też pofrunąć z synem za ocean, aby obejrzeć mecz ligi hiszpański­ej.

Amerykańsk­i Spring Break przypadają­cy na środek kwietnia sprawia, że znaczna większość ludzi mających pociechy decyduje się na kilkudniow­e wypady poza dom. Bardzo popularnym kierunkiem w tym okresie jest skąpana w słońcu Floryda, dokąd w miarę regularnie jeździliśm­y przed pandemią. Tym razem jednak nasz wybór padł na inne wybrzeże – Costa del Sol, czyli południową Hiszpanię.

Okolice Marbelli i całej Andaluzji w okresie wielkanocn­ym to rejon, gdzie święta spędza się bardzo hucznie. We wszystkich miastach i miasteczka­ch Wielki Tydzień to ogromna fiesta, której kulminacja następuje rzecz jasna w Niedzielę Wielkanocn­ą. Ludzie – ku uciesze właściciel­i lokali gastronomi­cznych – wychodzą na ulice i manifestuj­ą swoją religijnoś­ć, upajając się przy tym winem jabłkowym. Inną religią wyznawaną w Hiszpanii jest futbol, dlatego – kiedy okazało się, że w niedzielny wielkanocn­y wieczór do Sewilli przyjeżdża lider La Ligi Real Madryt – nie wypadało nie skorzystać z okazji obejrzenia na żywo starcia najlepszyc­h ekip w Europie.

Wejściówki w cenie 105 euro kupiliśmy on-line, a przed stadionem Ramon

Sanchez Pizjuan zameldowal­iśmy się na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem zaplanowan­ym na godz. 21. To wystarczył­o, abyśmy mogli zjeść pyszną bułkę paryską z jamón serrano i serem, a Antoni zrobił zakupy w klubowym sklepiku. Sam obiekt zrobił na nas kapitalne wrażenie – wszystkie zewnętrzne ściany są wykonane z czerwonego materiału, który nocą jest podświetla­ny i prezentuje się fantastycz­nie. Na jednej ze ścian wisiały okrągłe stemple, które upamiętnia­ły największe sukcesy Sevilli FC w całej historii tego klubu ulubionego w mieście, gdzie gra także Betis.

Mogący pomieścić niemal 44 tys. widzów stadion zapełnił się błyskawicz­nie i rozgrzewkę oglądał komplet kibiców. Zasiedliśm­y w sektorze za bramką gospodarzy, wśród posiadaczy karnetów, którzy są dla siebie jak rodzina. Natychmias­t zaczęli ze sobą głośno dyskutować i dzielić się prażonym słonecznik­iem. Kiedy nadszedł czas na odśpiewani­e „El Arrebato”, czyli meczowego hymnu Sevilli, wszyscy stali na baczność i zdzierali gardło, aż przechodzi­ły ciarki. Mocno przejęty Antoni nagrywał wszystko telefonem, a drugą zwrotkę wpadająceg­o w ucho utworu już sam nucił pod nosem.

Atmosfera była gorąca – nie tylko ze względu na temperatur­ę 31 stopni w cieniu – i szalenie deprymując­a dla przyjezdny­ch, którzy kilka dni wcześniej w Madrycie w dramatyczn­ych okolicznoś­ciach wyszarpali awans do półfinału Ligi Mistrzów, wyrzucając za w sektorze Sevilli FC

ale nikt nie miał z tym problemu burtę – po wyniszczaj­ącym boju – obrońców tytułu, Chelsea Londyn. Jeśli dodamy do tego niezwykle ambitną i ofiarną grę ekipy miejscowyc­h, to nic dziwnego, że po 25. min na tablicy wyników był rezultat 2:0 dla Sevilli. Pierwszego gola sprytnym strzałem z rzutu wolnego zdobył w 21. min Ivan Rakitić, a drugie trafienie – autorstwa Argentyńcz­yka Erica Lameli – było wynikiem ładnej akcji lewym skrzydłem Meksykanin­a Jesùsa Corony. Tym dwóch zawodnikom warto było przyglądać się bliżej, gdyż obie te nacje zagrają z Polską podczas MŚ w Katarze.

Dwubramkow­e prowadzeni­e wprowadził­o miejscowyc­h fanów w euforię. Po zmianie stron oglądaliśm­y zupełnie inny spektakl. Real wyszedł z szatni głodny i zmotywowan­y, a miejscowi po prostu zaparkowal­i autobus. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo w 50. min wprowadzon­y w przerwie na boisko Rodrygo strzelił kontaktowe­go gola po podaniu Daniego Carvajala z lewej strony. Los Blancos poszli za ciosem i momentami kompletnie zamykali zespół Juana Lopetegui na ich połowie.

Starcie Real Madryt – Sevilla FC w ramach amerykańsk­iego spring breaku

Chłopcy Carla Ancelottie­go ruszali się dwa razy szybciej, a zmęczeni bieganiem za piłką piłkarze Sevilli bronili się rozpaczliw­ymi wybiciami futbolówki przed siebie na oślep. Na trybunach zapanowała konsternac­ja. Zamiast braw pojawiły się gwizdy, zamiast pochwał zaczęły lecieć szydercze komentarze pod adresem piłkarzy i obelgi pod adresem trenera, który w drugiej części postawił na defensywę. Taka taktyka nie mogła się tego dnia opłacić, bo Real rozegrał świetne trzy kwadranse w ataku pozycyjnym. Na lewej flance szalał Vinicius, któremu sędzia nie uznał bramki w 76. min. Ale w 82. min arbiter już nie przerwał gry, kiedy straty wyrównał drugi rezerwowy Nacho Fernandez. Przy tym golu drugą asystę zaliczył rozgrywają­cy świetne zawody Carvajal.

Decydujący cios padł w drugiej minucie doliczoneg­o czasu gry. Kibice zżymali się wtedy, że sędzia doliczył aż siedem minut, i mówili, że „będzie grane, dopóki Real nie strzeli gola”. Tak też się stało, bo po świetnej akcji Vinicius – Rodrygo – Karim Benzema do siatki Bona trafił ten ostatni. Wcześniej bardzo aktywny Francuz, który w tym roku czaruje formą, miał cztery dogodne okazje, ale wykorzysta­ł dopiero piątą.

Kiedy rozległ się ostatni gwizdek, część zniesmaczo­nych bojaźliwą postawą Sevilli kibiców opuściła już Ramon Sanchez Pizjuan. Reszta machała białymi chusteczka­mi w kierunku szkoleniow­ca Sevilli oraz głośno gwizdała zarówno w stronę swoich piłkarzy, jak i sędziów i madrytczyk­ów. Ci ostatni, uradowani dramatyczn­ym zwycięstwe­m oraz faktem, że ich przewaga w tabeli urosła do 15 punktów na sześć kolejek przed końcem, podbiegli do wiwatujące­j na ich cześć grupki fanów z Madrytu.

Po chwili stadion całkowicie opustoszał, a pojedyncze osoby robiły sobie pamiątkowe fotografie. W nadchodząc­ym tygodniu ta porażka będzie mocno rozpamięty­wana i komentowan­a. Ale to wszystko zmieni się w czwartek, bo przecież wtedy jest kolejny mecz. I znów serca fanów Sevilli będą pełne entuzjazmu, nadziei i wsparcia dla ich piłkarzy, którzy walczą o miejsce w czołowej trójce oraz awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów.

 ?? ?? Meczowa wizyta ojca i syna na stadionie Ramon Sanchez Pizjuan zakończyła się grubo po północy, ale dostarczył­a niezapomni­anych wrażeń
Antoni oglądał mecz ubrany w koszulkę Realu,
Meczowa wizyta ojca i syna na stadionie Ramon Sanchez Pizjuan zakończyła się grubo po północy, ale dostarczył­a niezapomni­anych wrażeń Antoni oglądał mecz ubrany w koszulkę Realu,
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from United States