To nie Robert jest problemem Barcy
W5. kolejce Ligi Mistrzów Barcelona przegrała na Camp Nou 0:3 z Bayernem. To miał byc rewanz za wrzesniowe 0:2 w Monachium, choc nawet zwyciestwo gospodarzy nie mogło zmienic ich fatalnej sytuacji w tabeli grupy C. Według Gerarda Badia (33 l.), byłego piłkarza Piasta Gliwice, mistrza Polski 2019 w jego szeregach, wielkiego fana Katalonczyków i Roberta Lewandowskiego (34 l.) wazniejszy byby wymiar prestizowy.
„ Super Express”: – Po podpisaniu przez Lewandowskiego kontraktu z Barcelona był pan bardzo szczesliwy. A dzis? Gerard Badia: – Gdy Barcelona pozyskała Roberta, był w Katalonii wielki entuzjazm wśród kibiców: znów mamy wielką gwiazdę. Spodziewaliśmy się, że będzie robić dobrą robotę. Ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak dobrą! Oczekiwałem od niego dużo, ale... naprawdę nie zakładałem tego, co widzę w jego wykonaniu. Boiskowe decyzje, bramki, a przede wszystkim rola lidera drużyny. Kiedy patrzysz na niego, widzisz, że cały czas rozmawia z zawodnikami. Pedri, Gavi, Dembele – oni wszyscy zerkają na niego, słuchają go uważnie. Jest liderem, którego Barcelona bardzo potrzebowała, a którego od kilku lat nie widziałem w jej szeregach.
– Piekna laurka. Ale cieniem kładzie sie na niej fakt, ze tylko cud mógł pozwolic Barcelonie zagrac w play- off Ligi Mistrzów!
– Tak, i zaraz pan pewnie powie, że „Lewy” nie strzela bramek w wielkich meczach (śmiech). Znam te opinie, zwłaszcza kibice Realu głoszą je z radością. I może... mają trochę racji, bo – pomijając spotkanie z Interem i dwa gole – w Champions League widzimy ciut innego Roberta niż w Primera Division. Ale to nie Robert jest problemem Barcy w tych rozgrywkach. Tym problemem jest sama Barca. To ona – jako klub – jest o krok w tył w stosunku do Realu, Liverpoolu, Manchesteru City.
– Co zawodzi w Barcelonie?
– Wciąż nie wygrzebała się z kryzysu, z jakim boryka się od 4– 5 lat. Przede wszystkim finansowego, ale również sportowego. Nie poradziła sobie dotąd ze wspomnieniem meczu Ligi Mistrzów z Liverpoolem z 2019 r. i pamiętnego rzutu rożnego dla The Reds, który dał im awans do finału. Ten róg wciąż tkwi w pamięci Blaugrany, boli i uwiera. 2:8 z Bayernem rok później też mentalnie było konsekwencją tego, co się zdarzyło na Anfield Stadium. Potrzeba sukcesu na arenie międzynarodowej, by się z tym uporać.
– Wygrana z Bayernem mogła byc jego namiastka?
– Szanse na wyjście z grupy były iluzoryczne, więc zwyciężyć trzeba było dla prestiżu. Dla zapisania w kronikach: nie awansowaliśmy, ale z Bayernem wygraliśmy. Czyli jeszcze nie jesteśmy „high level”, ale mamy już do niego bardzo blisko. Fanom potrzeba było takiego przekazu z boiska. A samej Barcelonie też, by... zapomnieć o tamtym rzucie rożnym!
i