Wyborów w Polsce nie można nazwać uczciwymi
„Super Express”: – Na najblizsza srode zapowiedziano oficjalna wizyte w Polsce prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Co, pana zdaniem, bedzie jej esencja i najwazniejszym przesłaniem?
– Włodzimierz Cimoszewicz: Wydaje mi się, że chce w taki bardzo spektakularny i wyrazisty sposób podziękować Polakom za pomoc udzielaną Ukrainie i Ukraińcom. Ja w Kijowie byłem tydzień temu, widziałem się tam i z premierem, i z ministrem spraw zagranicznych, wiceszefem administracji prezydenta Zełenskiego i żaden z nich nawet się nie zająknął na temat tej wizyty, widać więc, że rzeczywiście była utrzymywana w tajemnicy, co na pewno ma związek z kwestiami bezpieczeństwa. Polska jest cały czas uważana w Kijowie za jednego z najsilniej działających sojuszników wspierających Ukrainę i jest właśnie tym miejscem, w którym Zełenski będzie chciał to wyrazić.
– Prezydencki minister Marcin Przydacz zapowiedział, ze rozmowy maja byc długie i dotyczyc nie tylko kwestii bezpieczenstwa, ale takze gospodarki, polityki i historii. A wiemy, ze z Ukraina mamy wiele politycznych zaszłosci.
– Rzeczywiście może chodzić m.in. o masakrę wołyńską, ale także żale Ukraińców wobec Polski i Polaków z okresu międzywojennego. To mogłoby oznaczać, że Zełenski jest gotów do złożenia pewnych deklaracji o charakterze symbolicznym, mających dla nas bardzo duże znaczenie. Jako Polacy ciągle czekamy na takie jednoznaczne przeproszenie za masakrę wołyńską i potępienie jej sprawców. W Ukrainie poszukującej swojej tożsamości, także historycznej, w ostatnich latach robiono coś, co nam nie mogło się podobać, czyli wynoszono na piedestał bohaterów narodowych, żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii, w tym Stepana Banderę. Być może więc Zełenski wypowie się na ten temat. Byłoby to bardzo ważne.
– Pana zdaniem to odpowiedni historycznie moment na takie deklaracje?
– Zełenski oczywiście musi mieć swoją analizę i swoje oceny, ale wydaje mi się, że to nie jest zły moment, choć oczywiście wojna jest najważniejsza.
Ale właśnie ze względu na dramatyzm ukraińskiej sytuacji i nadzwyczajne zachowanie tysięcy Polaków, a nawet milionów jeśli chodzi o okazywanie sympatii i wsparcia Ukrainie, taka reakcja nie byłaby rzeczą niewłaściwą czy nieproporcjonalną.
– W zwiazku ze zmianami w ordynacji wracaja pytania o uczciwosc procesu wyborczego. Wiemy, ze zgodnie z nowymi przepisami pojawiaja sie potezne watpliwosci, co do mozliwosci zliczenia głosów Polaków mieszkajacych za granica. Komisjom dano tylko 24 godziny na spisanie protokołów, ale nie zmieniono skrupulatnego sposobu liczenia oddanych głosów. Wielu wiec twierdzi, ze wiele z nich po prostu nie bedzie policzonych, a co za tym idzie zostanie uznane za niewazne.
– Warto zauważyć, że wszystkie głosy oddawane za granicą są liczone wokręgu wyborczym Warszawa, mają więc istotny wpływ na wyniki wyborów w stolicy. Wiemy też jak się, mniej więcej, rozkładają preferencje polityczne wśród mieszkańców wielkich miast. (…) Mam wrażenie, że to było przyczyną takiej, a nie innej zmiany, o której pani mówi. Jeśli by się okazało wwyniku tego przepisu, że znaczący odsetek głosów nie będzie mógł być policzony i będą na to protokoły, to teoretycznie
Włodzimierz
Cimoszewicz,
były
premier,
europoseł:
można by się było odwoływać do Sądu Najwyższego ws. ważności wyborów. Jak wiadomo jednak PIS już parę lat temu powołał specjalną izbę w SN, która ma się tymi sprawami zajmować. Ona jest złożona wyłącznie z tzw. neo-sędziów, więc to jest raczej taka droga „pisz na Berdyczów”. Ordynacji oczywiście nie powinno się było zmieniać w tym momencie. (…)
– I tyle? Opozycja nie powinna podjac w tym temacie jakichs alarmistycznych działan?
– Owszem. Oczywiście można podjąć próbę, choć ja osobiście wątpię wjej skuteczność w kontekście działań legislacyjnych. Trzeba to natomiast nagłaśniać w rozmowie ze społeczeństwem. (…) Najskuteczniej mogliby na to zareagować wyborcy, tylko trzeba im to wyjaśniać. (…) Z drugiej strony społeczeństwo jest trochę w rodzaju jakiegoś letargu wynikającego prawdopodobnie ze znużenia tymi wszystkimi aferami i awanturami politycznymi. (…) Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że z uczciwością wyborów jest kiepsko już na poziomie kampanii wyborczej. Jeśli media publiczne są zaangażowane na rzecz tylko jednej partii czy jednego kandydata, to takich wyborów nie można nazwać uczciwymi. (…)