Do dwóch razy sztuka
– Na co dzien to pani zadaje pytania, tym razem jednak role sie odwróciły – na planie programu „Jaka to melodia?” to pani musiała sie zmierzyc z pytaniami prowadzacego. Jak sie pani czuła po tej drugiej stronie?
– Rozpoznanie utworu po kilku dźwiękach to naprawdę trudne zdanie, więc muszę przyznać, że trochę jak uczennica, która musi się wykazać na egzaminie (śmiech). Choć oczywiście w tym wypadku atmosfera była owiele przyjemniejsza, choćby dlatego, że z moimi rywalkami, Agatą Konarską i Beatą Chmielewską-olech, znamy się od lat i lubimy, a Rafał Brzozowski jest naprawdę czarującym gospodarzem, który robił wszystko, by nas wtej rywalizacji wesprzeć. Ado tego dochodzi jeszcze fantastyczna oprawa muzyczna. Takie spotkanie to dla mnie okazja, żeby na chwilę wyjść ze swojej strefy komfortu. Warto czasem, choć na chwilę, zamienić się rolami, choćby po to, by później móc lepiej zrozumieć moich gości i ich perspektywę.
– Ma pani w sobie ducha rywalizacji?
– Praca zespołowa jest mi o wiele bliższa. Wolę współpracować, niż rywalizować, dlatego wszędzie, gdzie się pojawiam, zaczynam od szukania wspólnych tematów czy zainteresowań. Pewnie dlatego wolę też sporty drużynowe, takie jak siatkówka. Nie mam w sobie ducha rywalizacji, czego czasem, mówiąc szczerze, żałuję. Przydaje się ona niekiedy w życiu, zwłaszcza wtedy, gdy trzeba walczyć, aby postawić na swoim. Wolę jednak współpracę, jak chyba zresztą większość kobiet, rywalizacja wydaje mi się być bardziej męską domeną.
– Ostatnio głosno o pani przede wszystkim za sprawa powrotu po siedmioletniej przerwie do „Pytania na Sniadanie”. Spodziewała sie pani, ze jeszcze kiedys poprowadzi ten program?
– Nie, choć bardzo tego chciałam, bo czułam, że to jest moje miejsce, takie, w którym mogę się wpełni realizować. Tak się jednak złożyło, że ponieważ po moim rozstaniu z„pytaniem na Śniadanie” powierzono mi prowadzenie programu „Wstaje dzień”, nie wypadłam całkiem zryt
azmu. Wkońcu to również był poranny program na żywo, choć nieco inny w swoim charakterze, bardziej skupiony na bieżących wydarzeniach.
– W rozbudzaniu Polaków ma pani wieloletnie doswiadczenie. Jakie ma pani sposoby na to, zeby samej dobrze zaczac dzien?
–Przede wszystkim trzeba się porządnie wyspać, dlatego staram się wcześnie chodzić spać. Prowadząc „Wstaje dzień”, budzę się o godz. 4, co zwłaszcza dla kobiety jest wyzwaniem. Tak naprawdę, żeby dobrze zacząć, trzeba o tym pomyśleć już wieczorem. Wieczorem przed programem nie jadam ciężkostrawnych kolacji, nie ma też mowy o alkoholu. Przygotowuję się też do porannego programu, żeby następnego dnia wejść na plan już gotowa do działania. Poranek zaczynam z kolei od szklanki ciepłej wody z cytryną i masażu twarzy kostkami lodu – to świetny sposób na poprawę kondycji cery, a jednocześnie zastrzyk energii, który śmiało mogę polecić!
- Jakie to uczucie wrócic do programu, który prowadziło sie przez ponad dekade, niemal od poczatku jego istnienia?
– To trochę jak wytęskniony powrót do domu, wktórym się od dawna nie było. Przyznam też, za zaskoczyło mnie, jak wielu widzów mnie pamięta. Dostałam w ostatnim czasie w mediach społecznościowych sporo miłych wiadomości, wiele osób pisało, że cieszy się z mojego powrotu, niektórzy przyznawali nawet, że tęsknili. To niesamowicie cieszy, bo pokazuje, że jeśli robimy coś dobrze i dajemy z siebie wszystko, ludzie tak szybko o tym nie zapomną.
– Z programem była pani zwiazana do 2002 r., była wiec pani jedna z pierwszych jego prowadzacych i współtworzyła go przez ponad 10 lat. Jak pani ocenia droge, która produkcja zdazyła od tamtej pory przebyc?
– Oile na co dzień, gdy jesteśmy zajęci bieżącymi sprawami, nie myśli się tak wiele o upływie czasu, to faktycznie, gdy wraca się po latach, wyraźniej można zobaczyć, jak wiele się zmieniło, zresztą nie tylko na planie programu, lecz także wmoim życiu! Pamiętam, jak wszystko wyglądało, kiedy „Pytanie na Śniadanie” dopiero zaczynało. Pierwsze studio było tak niepozorne, że dziś trudno byłoby uwierzyć, że mogła tam powstawać telewizja śniadaniowa. Teraz to przecież potężna instytucja. Zbiegiem czasu zmieniła się też nieco sama formuła show, bo pierwotnie każde wydanie było poświęcone jednemu zagadnieniu, które stanowiło myśl przewodnią wszystkich rozmów. Taki format był jednak trudny do utrzymania na dłuższą metę. Nie zmieniło się natomiast główne założenie, jakie od początku przyświecało twórcom programu –ma być pogodny, jasny zarówno wformie, jak i przesłaniu, przyjazny widzom, bez zadęcia. Do dziś pamiętam pierwsze słowa, jakie usłyszałam tutaj, na planie: „Aniu, możesz prowadzić, jak chcesz, bylebyś nie stawała tyłem do kamery” (śmiech). Mam wrażenie, że forma, do której program doszedł, jest dziś chyba optymalna – wszystko jest bardziej rozbudowane, ale nie ma przerostu formy nad treścią, a co najważniejsze, nadal staramy się być blisko ludzi.
– Wracajac, dołaczyła juz pani do innego grona prowadzacych niz to, z którym rozstawała sie pani przed laty. Wielu z nich to juz przedstawiciele nowego pokolenia. Jak sie pani pracuje w tej nowej ekipie?
– Rzeczywiście, kiedy odchodziłam z programu, nasz zespół tworzyli przede wszystkim dziennikarze, później dołączyły do niego osoby z zupełnie innym bagażem doświadczeń, ale odnalazły się wtym świetnie. Koleżanki i koledzy pokazują nowoczesną twarz telewizji, potrafią rozmawiać wbardzo ludzki sposób, bez zadęcia, a jednocześnie wcale nie naiwnie. Ta autentyczność jest bardzo ważna, ponieważ widzowie są na to bardzo wyczuleni. Szybko potrafią wychwycić fałszywą nutę. Nie znaczy to oczywiście, że dziennikarska rzetelność i profesjonalizm przestały się liczyć –widz oprócz dobrego nastroju i rozrywki potrzebuje konkretów i wiedzy. Dlatego cieszę się, że znowu tu jestem.